Kędzierzawość liści brzoskwiń – coroczny problem

Nie należy chyba nikogo przekonywać o konieczności wykonywania opryskiwania brzoskwiń przeciwko kędzierzawości liści chorobie, która corocznie może powodować szkody i to zarówno w profesjonalnych sadach produkcyjnych jak i w uprawie amatorskiej. O ile prawie wszyscy użytkownicy ogrodów zdają sobie sprawę, że takie zabiegi stanowią konieczność, to już zdecydowanie mniej ma świadomość w którym momencie powinno się je przeprowadzić. Tymczasem to właśnie termin wykonania zabiegu jest kluczem do zwycięstwa w walce z tą pospolitą chorobą.

Taphrina deformans czyli grzyb, który powoduje kędzierzawość liści  zimuje w postaci zarodników, które przylegają do powierzchni łusek oraz kory pędów. Często zimują również w spękaniach kory. Zarodniki te w sprzyjających warunkach porażają rośliny bardzo wcześnie ponieważ zainfekowane mogą zostać już nabrzmiewające pąki. Stąd wszelkie zabiegi powinny zostać wykonane bardzo wczesną wiosną, jeszcze zanim rozpocznie się proces wyraźnego powiększania się pąków. Z uwagi na bardzo specyficzną porę, w jakiej najczęściej przeprowadza się zwalczanie, należy bezwzględnie pamiętać, że stosowane środki grzybobójcze działają w temperaturze powyżej 60C, co oznacza, ze niejednokrotnie potrzeba będzie „uchwycić” dzień, w którym pogoda umożliwi przeprowadzenie skutecznego zabiegu. W przypadku wystąpienie cieplejszych zimowych dni, takie warunki mogą się pojawić już nawet w lutym i na początku marca. Nic zresztą nie stoi na przeszkodzie aby w miarę możliwości wykonać 2-3 takie zabiegi. 

Bardzo niedocenianym elementem w walce z kędzierzawością liści jest technika wykonania opryskiwania. Jeżeli przypomnimy sobie gdzie zimują zarodniki to szybko uświadomimy sobie, że ich zwalczenie wymaga użycia dużej ilości wody, która zastosowana pod odpowiednim ciśnieniem umożliwi dotarcie preparatowi do zarodników ukrytych głęboko w spękaniach kory. Opryskiwanie najlepiej przeprowadzić tak aby po zabiegu ciecz, aż skapywała z drzewa. Należy zwrócić uwagę żeby dysze opryskowe (znajdują się na końcu lancy), w które zaopatrzone są opryskiwacze hobbystyczne umożliwiały rozpylanie cieczy z odpowiednim natężeniem. Tymczasem ze swojego wieloletniego doświadczenia wiem, że nie wszystkie końcówki rozpylaczy sprzedawane w standardowych kompletach opryskiwaczy umożliwiają efektywne zwalczanie tej choroby. W takiej sytuacji należy się zaopatrzyć w dysze o lepszych parametrach. W przeciwnym wypadku cała nasza praca pójdzie tak naprawdę na marne.

Niestety nawet spełnienie wszystkich zasad, które powinny nam zagwarantować skuteczność zabiegów nie daje 100% gwarancji. Wystarczy, że nasz sąsiad, który nieopodal ma ogród czy działkę nie podejmie się zwalczania to istnieje ryzyko, że choroba z kory jego drzewa przeniesie się na liście naszego. Z tego powodu choroba nie stanowi większego zagrożenia w sadach produkcyjnych, gdzie jednocześnie opryskuje się duże powierzchnie.

Należy pamiętać, że w zwalczaniu kędzierzawości nie istnieje pojęcie profilaktycznej ochrony zielonej tkanki roślin przed infekcją. Nie ma zresztą takiej potrzeby ponieważ grzyb nie przenosi się z liścia na liść. Stąd wykonywanie jakichkolwiek zabiegów, w momencie kiedy zauważyliśmy już objawy choroby całkowicie mija się z celem. Jest to bezcelowy wydatek finansowy i niepotrzebne wprowadzanie nadmiernej ilości pestycydów do środowiska. Zresztą może to być również niebezpieczne dla samych roślin. Stężenia, które są stosowane do zwalczania choroby zakładają że momencie zabiegu nie będzie jeszcze żywej tkanki i stąd są kilkakrotnie wyższe od stężeń stosowanych w późniejszym okresie wegetacji.

Czy można coś jeszcze zrobić jeżeli jednak dojdzie do infekcji. Otóż tak. Przede wszystkim nie należy obrywać porażonych liści. Wręcz przeciwnie należy zrobić wszystko aby jak najwięcej liści, jak najdłużej pozostało na drzewie. W szczególności dotyczy to drzew młodszych. Szkodliwość tej choroby objawia się bowiem  gorszym wchodzenim drzew w okres zimowania. Gorszym, gdyż rośliny pozbawione tkanki asymilacyjnej nie zdołają zgromadzić i odprowadzić odpowiedniej ilości składników pokarmowych gwarantujący przetrwanie ciężkich warunków zimowych. W takie sytuacji najlepszym wyjściem jest dostarczenie roślinom azotu, najlepiej w postaci dolistnej. Tanim i bezpiecznym rozwiązaniem jest 2-3 krotne opryskiwanie roślin mocznikiem w stęż. 0,5%. Tylko uwaga!!! mocznik w momencie jego rozpuszczania silnie obniża temperaturę wody. Żeby nie dopuścić do szoku termicznego nie należy mocznika stosować bezpośrednio po przygotowaniu tylko należy odczekać aż roztwór nieco się ogrzeje. Do mocznika można również dodać stymulatora Asahi w stęż. 0,1%

  • 19 września, 2015